Dlaczego pozbyłam się 50% moich rzeczy?

W ciągu ostatnich dwóch lat pozbyłam się z mojego mieszkania i życia połowy rzeczy; książek, kosmetyków, ubrań, butów oraz różnego rodzaju gadżetów i drobiazgów. Zmiana jest zauważalna, na tyle, że gdy odwiedzają mnie osoby, z którymi znam się od dłuższego czasu, zwracają uwagę na to, że moja szafa jest "pustawa", a mieszkanie jakby większe, bardziej przestronne. Wiele z tych osób zadawało i do tej pory zadaje mi pytanie: "co stało się z tymi wszystkimi przedmiotami?" i skąd taka decyzja. Postanowiłam zebrać moje osobiste powody w kilka kluczowych punktów, które znajdziecie niżej:

1. Łatwiej jest mi się spakować
(na wyjazdy i w razie ewentualnej przeprowadzki)
Na kilkudniowe wyjazdy pakuje się w małą kabinówkę i mam w niej wszystko, czego potrzebuję. W zeszłym roku poleciałam na 10-dniowy surf camp wyłącznie z bagażem podręcznym i też dałam radę. Również wizja ewentualnej przeprowadzki (a coraz częściej myślę ostatnio o zmianie mieszkania i zaczynam rozglądać się za czymś nowym) nie spędza mi snu z powiek. Kiedy mamy wystarczającą i odpowiednią ilość rzeczy, dokładnie wiemy co będzie nam potrzebne na jaką okazję. Nie mamy aż tylu alternatyw, nie musimy wybierać między trzema różnymi przedmiotami o podobnym przeznaczeniu i to bardzo uwalniające odczucie.

2. Mam porządek 
Przy mniejszej ilości rzeczy dużo łatwiej jest utrzymać porządek i rzeczy w dobrym stanie. Znacznie szybciej można uporać się z pralnią, poprawkami krawieckimi i wizytą u szewca, gdy danej rzeczy naprawdę potrzebujemy i korzystamy z niej na co dzień. Dużo mniejsza jest wówczas pokusa odkładania na bok/na później, składowania rzeczy do poprawek, prania etc. Szybciej można też uprzątnąć zajmowaną powierzchnię, np. w razie niespodziewanej wizyty.

3. Dokonuję małych odkryć
Wierzę w to, że dzięki ograniczeniu liczby przedmiotów, wiele się o sobie dowiedziałam. Lepiej poznałam i zrozumiałam swój styl, odkryłam, że uwielbiam kaktusy i zaczęłam je zbierać, zorientowałam się, że dobrze radzę sobie w sportach "deskowych" (longboard, surfing, kitesurfing) i w związku z tym zdecydowałam się wreszcie spróbować w tym sezonie snowboardu. Tak, wiem, że brzmi to jak bełkot wprost z fanpage'a "smutni trenerzy rozwoju osobistego, ale ja naprawdę tak to odczuwam  ;-)

4. Mniej za więcej - wybieram jakość
Wolę kupić jedną parę butów za 300 zł, niż trzy pary, każda za 100 zł. Rzeczy dobrej jakości przeważnie lepiej wyglądają, zostają z nami na dłużej, są kwintesencją celebracji małych, codziennych przyjemności i odrobiny luksusu. Tak, to że możemy nosić na sobie sweter z dodatkiem kaszmiru czy jedwabną bluzkę, to w moim mniemaniu luksus i przejaw troski o samego siebie.

5. Stawiam na swobodę myśli
Rzeczy i myśli o nich przestały mi zaprzątać głowę i mnie ograniczać. Mam to, czego naprawdę potrzebuję i co sprawia mi radość. Wiem też czego ewentualnie potrzebuję dodatkowo, mam przygotowane listy zakupów na kilka miesięcy do przodu. Kiedy biorę do ręki nową rzecz w sklepie przeważnie nie muszę się długo zastanawiać, niemal od razu wiem czy do siebie pasujemy i się polubimy, czy lepiej odłożyć ją na półkę.



2 komentarze:

  1. Świetny post. Sama ciągle szykuję się do zrobienia porządku w szafie - z chęcią wywaliłabym 75% rzeczy, gdyż po prostu źle mi się kojarzą (z wydarzeniami, które najchętniej wyrzuciłabym z szuflad mego umysłu).

    Pozdrawiam cieplutko i dodaję do obserwacji. :)

    Kalamira92 blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz.
      Polecam i sama stosuję metodę małych kroków.
      Cały proces ograniczania ilości przedmiotów ma prawo trwać, być czasochłonny i uważam, że trzeba sobie na to pozwolić. Jeśli jednak jakiś przedmiot wywołuje negatywne emocje i przywodzi na myśl przykre wspomnienia, tego pozbyłabym się w pierwszej kolejności.

      Pozdrawiam serdecznie i dobrego wieczoru :)

      Usuń